2/02/2013

TLB | dodatek | - Gol! - Liam

[Remake fragmentu książki]


Od kiedy Liam i Niall zamieszkali w moim domu, poczułem z nimi więź, której nie czułem za życia. Braterską więź. A więc byli teraz moimi braćmi.

Martwiłem się, że Liam, którym nikt się nie zajmował, zrobi coś nierozsądnego. Usiadł w swoim pokoju na łóżku, które przywieźli mu parę dni wcześniej, i starał się uspokoić. Brać głębokie wdechy i zatrzymywać powietrze. Próbować zachować spokój przez coraz dłuższe i dłuższe okresy. Stać się małym i podobnym do kamienia. Podwinąć brzegi swojego ja i wetknąć je pod spód, gdzie nikt nie zobaczy.

Mama stwierdziła, że to jego wybór, czy chce wrócić do szkoły przed Bożym Narodzeniem – został tylko tydzień – ale Liam postanowił pójść.

W poniedziałek, kiedy wszedł do sali szkolnej, gapiła się na niego cała klasa.
- Dyrektor chciałby się z tobą zobaczyć – cichutko powiedziała pani Dewitt.
Mój brat nawet na nią nie spojrzał. Doprowadzał do perfekcji sztukę rozmowy z kimś, gdy patrzy się poprzez niego. To był dla mnie pierwszy sygnał, że coś się będzie musiało zmienić. Pani Dewitt uczyła też angielskiego, ale przede wszystkim była żoną pana Dewitta, który prowadził drużynę piłki nożnej chłopców i zachęcił Liama, żeby zaczął trenować w jego drużynie. Mój brat lubił Dewittów, ale od tego ranka patrzył w oczy tylko tym ludziom, z którymi mógł się zmierzyć.

Kiedy zbierał swoje rzeczy, wszędzie słyszał szepty. Był pewien, że zanim wyszedł z sali, Danny Clarke wyszeptał coś do Sylvii-Heleny. Ktoś upuścił cos na tyłach klasy. Był przekonany, że zrobił to tylko po to, aby się pochylić i w tym czasie powiedzieć do sąsiada słówko albo dwa o przyjacielu nieżyjącego chłopaka.

Liam przeszedł korytarzami – tam i z powrotem obok rzędów szafek – kryjąc się przed wszystkimi, którzy mogli być w pobliżu. Żałowałem, że nie mogę iść razem z nim, przedrzeźniając sposób, w jaki dyrektor zawsze zaczynał spotkania w audytorium: „Wasz dyrektor jest waszym kumplem, tyle że z zasadami!”. Jęczałbym mu do ucha i rozśmieszał.

Tak jak doświadczył błogosławieństwa pustych korytarzy, kiedy dotarł do głównego biura, dopadło go przekleństwo rzewnych spojrzeń współpracujących sekretarek. Mniejsza z tym. Przygotował się w domu, w swojej sypialni. Był uzbrojony po zęby na wypadek gwałtownego ataku współczucia.
- Liam – powiedział dyrektor Canden – dziś rano dzwoniono do mnie z policji. Przykro mi słyszeć o twojej stracie.
Wbił w niego wzrok. Był to raczej strzał z lasera niż spojrzenie.
- A co właściwie straciłem?
Pan Canden uważał, że powinien mówić wprost o przyczynach dziecięcych tragedii. Wyszedł zza swojego biurka i podprowadził Liama do tego, co uczniowie nazywali „sofą”. Ostatecznie miał zastąpić sofę dwoma krzesłami. Kiedy polityka przetoczyła się przez okręg administracyjny, do którego należała szkoła, uznano, że niedobrze jest mieć tu sofę – krzesła są lepsze. Sofy przekazują niewłaściwą wiadomość.

Pan Canden usiadł na sofie; to samo zrobił mój brat. Lubię sobie wyobrażać, że mimo całego zdenerwowania był choć trochę przejęty, siadając na sofie. Lubię sobie wyobrażać, że nie obrabowałem go ze wszystkiego.

- Jesteśmy tu, żeby ci pomóc, jak to tylko możliwe – oznajmił pan Canden. Starał się, jak umiał.
- Nic mi nie jest – powiedział.
- Czy chciałbyś o tym porozmawiać?
- Co? – zapytał Liam. Zachowywał się w sposób, który Louis określał jako „drażliwość”. Dobrze wyrażało to zdanie: „Harry, nie mów do mnie tym rozdrażnionym tonem”.
- O twojej stracie – wyjaśnił dyrektor. Wyciągnął rękę, żeby dotknąć kolana mojego brata. Ta ręka skojarzyła mu się z żelazem do piętnowania.
- Nie miałem świadomości, że coś straciłem – powiedział i podjął herkulesowy wysiłek, żeby strzepnąć spodnie. Potem zaczął szukać czegoś w kieszeniach.

Pan Canden nie wiedział, co powiedzieć. Rok wcześniej tulił w ramionach Vicky Kurtz, która kompletnie się rozpłakała. Były trudności, owszem, ale teraz, z perspektywy czasu, Vicky Kurtz i jej nieżyjąca matka kojarzyły się z umiejętnie zażegnanym kryzysem. Zaprowadził Vicky Kurtz do kanapy – nie, nie, Vicky po prostu podeszła prosto do niej i usiadła, a on powiedział: „Współczuję ci z powodu tej straty”, i Vicky Kurtz wybuchła jak balon, do którego napompowano za dużo powietrza. Trzymał ją w ramionach, kiedy łkała i łkała, i tego wieczoru zaniósł garnitur do pralni chemicznej.

Ale Liam Payne… to była zupełnie inna sprawa. Był uzdolniony, jeden z grupy dwudziestu uczniów, którzy mieli wziąć udział w stanowym Sympozjum Uzdolnionych. Jedyny problem stanowiła w jego aktach ognista kłótnia z nauczycielem, który na początku roku szkolnego upomniał go za przynoszenie do klasy obscenicznej literatury – „Strachu przed lataniem”.

- Rozśmiesz go – chciałem mu powiedzieć. – Zabierz go na film braci Marx, usiądź na pierdzącej poduszce, pokaż mu bokserki, które masz na sobie, z diabełkami jedzącymi hot dogi! – Mogłem gadać, ale nikt na Ziemi nie potrafił mnie usłyszeć.

Szkoła administracyjna zmuszała wszystkich do pisania testów, a potem decydowała, kto był uzdolniony, a kto nie. Lubiłem dawać Liamowi do zrozumienia, że bardziej mnie wkurzają jego włosy niż mój status tępaka. Oboje urodziliśmy się z burzą blond włosów, ale moje szybko wypadły i zastąpiły je brązowe odrosty. Włosy Liama się nie zmieniły i miały w sobie coś mitycznego. No, może trochę pociemniały – tylko trochę.

W każdym razie, odkąd nazwano go uzdolnionym, dostał przyspieszenia i starał się sprostać oczekiwaniom. Zamykał się w sypialni i oddawał się lekturze mądrych książek. Kiedy ja czytałem „Jesteś tam, Boże? To ja, Margaret”. On czytał Camusa „Opór, bunt i śmierć”. Może i większości z tego nie chwycił, ale obnosił się z tą książką i z tego powodu ludzie – także nauczyciele – zostawiali go w spokoju.

- Chcę powiedzieć, Liam, że wszystkim nam brakuje Harry’ego – oznajmił pan Canden.
Liam nie odpowiedział.
- Był bardzo pogodny – ciągnął.
Patrzył na niego bez wyrazu.
- Teraz wszystko spoczywa na twoich barkach. – Nie miał pojęcia, o czym mówił, ale uznał, że milczenie może oznaczać, że do czegoś dochodzi.
Nic.
- Wiesz, kto się ze mną spotkał dziś rano? – Pan Canden ociągał się z wielkim finałem, z czymś, co jego zdaniem z pewnością musiało zadziałać – Pan Dewitt. Zastanawia się nad trenowaniem nowej drużyny chłopców. To twoja zasługa. Dostrzegł, jaki jesteś dobry. Mógłbyś konkurować ze starszymi. Pan Dewitt uważa, że inni chłopcy w twoim wieku też by się zgodzili, gdybyś poprowadził grupę. I co na to powiesz?
Serce Liama zacisnęło się jak pięść.
- Powiem, że dość trudno byłoby grać w piłkę nożną na boisku, bo jakieś dwadzieścia stóp dalej prawdopodobnie zamordowano mojego przyjaciela.
Gol!
Pan Canden otworzył usta i zagapił się na Liama.
- Coś jeszcze? – zapytał Liam.
- Nie, ja… - pan Canden ponownie wyciągnął rękę. Wciąż istniał wątek… pragnienie zrozumienia. – Chcę, żebyś wiedział, jak przykro jest nam wszystkim – powiedział.
- Jestem spóźniony na pierwszą lekcję – odparł.

W tamtej chwili przypomniała mi się postać z westernów, które Louis uwielbiał. Oglądaliśmy je razem w telewizji późnym wieczorem. Zawsze pojawiał się mężczyzna, który po strzale z pistoletu unosił broń i zdmuchiwał dym znad otworu w lufie.

Liam wstał i powoli wyszedł z gabinetu dyrektora Candena. Momenty wyjścia stanowiły mu jedyny odpoczynek. Sekretarki były po drugiej stronie drzwi, nauczyciele w klasach, uczniowie w ławkach, nasi rodzice w domach, policja w drodze. Nie miał zamiaru się załamać. Obserwowałem go, czułem zdania, które w kółko i w kółko powtarzał w myślach. W porządku. Wszystko jest w porządku. Ja nie żyłem, ale przecież takie rzeczy się zdarzały – ludzie umierali. Kiedy tamtego dnia wychodził z gabinetu, wydawało się, że patrzy w oczy sekretarkom, ale w rzeczywistości skupiał się na ich nierówno nałożonej szmince albo garsonkach z wzorzystego krepdeszynu.

Tego wieczoru Liam położył się na podłodze w swoim pokoju i wsunął stopy pod komodę. Zrobił dziesięć brzuszków. Potem ustawił się w pozycji do pompek. Nie tych damskich, które robił kiedyś dla ułatwienia. Pan Hewitt opowiadał mu o pompkach na jednej ręce albo z klaśnięciem. Po dziesięciu podszedł do półki i wybrał dwie najcięższe książki – słownik i atlas świata. Ćwiczył bicepsy, dopóki nie rozbolały go ramiona. Skupił się tylko na oddechu. Wdech. Wydech.

Siedziałem w altanie na głównym skwerze mojego nieba i przyglądałem się wściekłości Liama.
Parę godzin przed moją śmiercią mama powiesiła na lodówce obrazek narysowany przez Niall’a. Zrobił to przypadkowo, kiedy się nudził, a pod ręką miał tylko kartkę i parę flamastrów.
Na rysunku gruba niebieska linia oddzielała niebo i ziemię. Później przez kilka dni obserwowałem swoją rodzinę przechodzącą tam i z powrotem przed rysunkiem i nabrałem przekonania, że ta gruba niebieska linia była rzeczywistym miejscem. To było Pomiędzy – właśnie tam niebiański horyzont spotykał się z ziemskim. Chciałem się tam znaleźć, w chabrowym błękicie, w ciemnoniebieskim turkusowym niebie. 


7 komentarzy:

  1. The Lovely Bones... Brzmiało naprawdę, naprawdę interesująco. Miałam jakieś domysły, choć nie oglądałam "Nostalgii anioła". I rozdział pierwszy mnie zachwycił. Porwał, pociągnął za sobą i choć obiecałam sobie, że przeczytam tylko ten jeden rozdział i pójdę w końcu spać - nie mogłam. Był napisany naprawdę niesamowicie, swoisty majstersztyk. Naprawdę mnie zachwycił (chyba się powtarzam) i troszkę zawiodłam się dalszymi częściami. To nie tak, że absolutnie mi się ne podobało czy coś, wręcz przeciwnie. Uważam, że były dobre, ale... Ale zawsze jest jakieś "ale". Te fragmenty pisane normalną czcionką, z perspektywy Harry'ego, były dobre. I te, pisane pogrubioną kursywą też były dobre. Osobno stworzyłyby świetną historię, razem jakoś niespecjalnie mi harmonizowały. Były pisane zupełnie inaczej i... Sama nie wiem. Pomysł z tym remakiem był naprawdę trafiony, ale zdecydowanie nie zachwycił mnie tak, jak myślałam i tak, jak zrobił to rozdział pierwszy. Ale zdecydowanie trzeba Ci oddać to, że świetnie oddałaś emocje Harry'ego, a także Louis'ego (to chyba pierwsze Twojego autorstwa opowiadanie, no, w sumie oneshote, w którym polubiłam Lou) i zainteresowałaś mnie postacią Zayna. Może to dziwne, ale najbardziej zachwycił mnie... Sąsiad! Tak, właśnie tak - jego portret psychologiczny jest niesamowity. Jednak... Hm, ten dodatek jakoś zaburzył mi całość. Chyba wolałabym, żeby w ogóle go nie było, albo - ewentualnie - żeby skupiony był i napisany wyłącznie z perspektywy Liama, bo ciekawe jest to, jak odczuwali to wszystko pozostali bliscy Harry'ego. W każdym razie zdecydowanie nie uważam, że straciłam czas na czytaniu tego krótkiego opowiadania. Podobał mi się i w dalszym ciągu zastanawiam się, skąd wiesz, że taki, a nie inny film czy książka nada się na remake. Było miło, ale nie zajął szczególnego miejsca w moim sercu, a tym bardziej nie pobił genialnego Don't wake me up.
    Pozdrawiam,
    wanilia.
    PS. Ach i zachwyciło mnie dobitne: "Na nazwisko mam Styles, na imię Harry. Zamordowano mnie w wieku 16 lat. 6. grudnia 2010 roku.
    Byłem tu przez chwilę, a potem odszedłem." oraz "To było Pomiędzy – właśnie tam niebiański horyzont spotykał się z ziemskim. Chciałem się tam znaleźć, w chabrowym błękicie, w ciemnoniebieskim turkusowym niebie."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałam ten shot jakiś czas temu i jak teraz patrzę na te "podziałki", to uwierz ja też żałuję, że tak to zrobiłam. Ale winić mogę jedno: najpierw widziałam film, potem po długich poszukiwaniach zdobyłam książkę :/ Więc pisałam na podstawie filmu. Wręcz za bardzo próbowałam zlać z nim tego shota, więc wyszło tak dziwnie. Wiadomo, na ekranie inaczej niż na papierze.

      Dziękuję za szczery komentarz ;D

      Usuń
  2. [SPAM][FF1D] http://ps-i--love-you.blogspot.com/
    Po niespodziewanej śmierci Harry’ego, w życiu Louisa zmienia się praktycznie wszystko. Tomlinson wyjeżdża do rodzinnego Doncaster by pogrążyć się w bólu. Jednak wizyta starego przyjaciela wszystko zmienia. Louis powraca do Londynu, by znów zamieszkać z przyjaciółmi. Tego samego dnia, po raz pierwszy dostaje tajemniczy list.
    SERDECZNIE ZAPRASZAM I PRZEPRASZAM ZA SPAM. xx

    OdpowiedzUsuń
  3. **Spam**Z góry przepraszam**Jeśli nie lubisz takich wiadomości, usuń komentarz**

    Claire Evans, zwykła nastolatka kochająca śpiewać, ciesząca się każdą chwilą w życiu. Pewnego dnia wszystko zostaje jej odebrane. Przyjaciele, chłopak...Przeprowadzając się w nowe miejsce, Claire myśli ,że już nigdy nie zazna szczęścia...Czy aby na pewno ma rację? Jej życie wywróci się do góry nogami, gdy pojawi się w nim najsławniejszy boysband na świecie. Czy jeden z chłopaków namiesza jej w głowie? Będą przyjaciółmi...A może kimś więcej? Czy jeden jedyny casting w X Factorze pomoże jej spełnić marzenia? Tego dowiecie się czytając moje opowiadanie. Serdecznie zapraszam na bloga : http://you-will-always-be-my-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    Zapraszam do udziału w nowym konkursie na stronie stowarzyszenia www.ff-1d.blogspor.com !
    Przewidujemy niezłe nagrody :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam to drugi albo trzeci raz i tak jak wcześniej płaczę. To po prostu ma coś w sobie i to uwielbiam. Wczoraj Nostalgię Anioła poleciła mi koleżanka z klasy, pokazała mi opis - coś kojarzyłam, ale hej to może być coś innego! Okazało się że doskonale wiem co to, tylko ja znałam tytuł The Lovely Bones a ona podała mi inny. Nie oglądając filmu, ani nie czytając książki trochę inaczej mogę to oceniać, ale tak czy siak, ja uważam że to jeden z najlepszych shotów jakie czytałam.
    Niektóre rzeczy robione przypadkowo, tak jak rysunek Niall'a albo rozpoczęcie tradycji z ostatnim fragmentem, mają bardzo duże znaczenie. Są one kluczem - co zostało po Harry'm? Tylko zawieszka, nieznaleziona, pominięta. Tylko samolocik z papieru. Są one odpowiedzią na niezadane pytanie - Co jest pomiędzy Niebem a Ziemią? To ta niebieska kreska, niby nieistotna, przypadkowa.
    Zaintrygował mnie ten one shot, dużo rzeczy i wydarzeń jest przedstawione w zupełnie innej perspektywie. Podoba mi się to, lubię odmienność, nostalgia i powtarzalność jest zbyt nudna.
    Dziękuję za napisanie tego, to naprawdę piękna historia. Opowiada nie tylko o cudownej, choć bolesnej i smutnej miłości, przywiązaniu do kogoś, ale też o tym jak łatwo jest stwarzać jakieś pozory, jak łatwo zmanipulować ludzi, jak łatwo jest być niewinnym, niezauważonym, będąc całkowicie winnym.
    Nie mam swojego ulubionego fragmentu, czy to źle? Po prostu nie umiem i nie chcę go wybrać. Bo jeśli bym to zrobiła, mogłabym skupiać się tylko na nim i tylko ten jeden fragment rozpamiętywać. Więc chyba czasem dobrze jest nie mieć ulubionego fragmentu, prawda?
    Jeszcze raz dziękuję, najpewniej jeszcze kiedyś tu wrócę i może odkryje coś czego teraz nie znalazłam. Nie mówię do widzenia - nie wiem czy się jeszcze spotkamy, nie mówię żegnaj - może jeszcze wrócę. Nie mówię nic, tylko dziękuję.
    ~Love_Larry4ever

    OdpowiedzUsuń